Jedni nazywają je dodatkowym zastrzykiem energii czy bankiem energii, inni elektrownią w kieszeni, a pozostali po prostu – powerbankiem. Niewielkie urządzenia, które potrafią naładować urządzenie mobilne (i nie tylko) to świetne rozwiązanie biorąc pod uwagę fakt, że przy intensywnym użytkowaniu smartfon potrafi się rozładować w ciągu jednego dnia. Aby przedłużyć jego żywot bez konieczności szukania w popłochu gniazdka z prądem, wystarczy go podłączyć do powerbanku. Takich zewnętrznych baterii jest sporo, ale ja dzisiaj przedstawię wam jeden z ciekawszych modeli – ten od firmy LAB.C o pojemności aż 10400 mAh.

Obecnie powerbanków w sklepach znajdziemy całe mnóstwo. Możemy przebierać i wybierać nie tylko wśród producentów, ale też pod względem wielkości, pojemności czy wyglądu. Przeważnie jest tak, że im pojemiejszy bank z energią, tym większy jego rozmiar i przeważnie jest też tak, że wraz ze zwiększaniem się pojemności, rośnie też cena. Na rynku można spotkać podstawowe urządzenia, które mają w sobie ogniwo w okolicy 2000 mAh i kosztują około 30-40 złotych. Są też takie, których wartość przekracza stówkę, są trochę większe, ale też wydajniejsze i flagowy smartfon potrafią naładować kilka razy do pełna. Niewątpliwie propozycja od LAB.C należy do tej drugiej grupy.

Opakowanie i zawarość zestawu

Zgodnie z tradycją, kilka słów o pudełku w jakim umieszczono powerbank. A to zostało wykonane z solidnego kartonu, zachowanego w głównej mierze w białym kolorze, jednak wszystkie oznaczenia, napisy, a także górna i dolna część są pomarańczowe. Dobrze, że producent zdecydował się na przezroczysty front, bo dzięki temu możemy od razu zobaczyć z jakim produktem mamy do czynienia. Fakt, produkt chiński, ale producent już z Korei Południowej, więc niech nikogo nie zdziwi, że na pudełku mamy informację o samsungowych bateriach w środku powerbanku. Z tyłu zaś krótki opis z kilku językach i techniczna wizualizacja z opisem wszystkich złączy i elementów na urządzeniu. Ogólnie, schludnie i czytelnie.

LAB.C 10400 mAh / fot. LAB.C
LAB.C 10400 mAh / fot. LAB.C

 

Zawartość opakowania może nie jest bogata, ale w sumie nic więcej nie potrzebujemy do normalnego używania powerbanku. W pudełku obok zewnętrznego akumulatora jest niezbyt długi przewód microUSB – USB, krótka instrukcja obługi w języku angielskim i dodatkowa po polsku, przygotowana przez importera. Można by pokusić się jeszcze o jakieś etui zabezpieczające, ale jego brak nieco rekompensuje anty-rysująca się obudowa.

Wygląd i wykonanie

Jeśli miałbym opisać w kilku zdaniach testowany bank energii, to na pewno napisałbym, że wygląd i wykonanie to jego najmocniejsza strona. To zwarta i solidnie wykonana konstrukcja, która swoje waży, bo według specyfikacji przyjdzie nam nosić ze sobą dodatkowe 259 gramów. To raczej standardowa waga przy tej pojemności, ale powerbank od LAB.C nadrabia swoim kształtem. Jest kwadratowy, a przez mocno zaokrąglone krawędzie bez problemu mieści się w dłoni. Obudowa jest dobrze spasowana, nie widać nigdzie wystających śróbek czy miejsc spasowania obydwu części obudowy, a całość sprawia wrażenie bardzo solidnej i wytrzymałej konstrukcji.

Na uwagę zasługuje też powierzchnia obudowy powerbanku, która jest matowa i jednocześnie miła w dotyku. Z jednej strony zastosowanie takiego tworzywa sprawia, że urządzenie pewnie leży w dłoni i nie przesuwa się, nawet gdy położymy je na lekko pochylonej powierzchni. Z drugiej strony, gdy mamy lekko spocone ręce czy zadrapiemy powierzchnię np. paznokciem to od razu to widać na powerbanku. Ale spokojnie, tutaj objawia się niesamowitość tej „gumowej” powierzchni. Jeśli zauważymy jakąś zabrudzenie czy zarysowanie, wystarczy przetrzeć całość lekko zwilżoną ściereczką i wszystko znika w mgnieniu oka. Często zdarza się tak, że wrzucam powerbank do torby z laptopem, gdzie jest też myszka, pełno pendriveów, kilka ładowarek czy innych kabelków i to właśnie one dają o sobie znać na obudowie akumulatora. Ale jak wspomniałem, wystarczy mikrofibra i po kilku chwilach wygląda jak nowy. Nawet producent chwali się, że powerbank jest odporny na takie drobne uszkodzenia i rzeczywiście ma rację.

W zasadzie wszystkie elementy są ulokowane na dwóch sąsiadujących ze sobą bokach powerbanku. Trzymając go w pozycji pionowej, logo producenta od przodu to na prawej krawędzi umieszczono włącznik razem z 4-stopniowym wskaźnikiem zasilania. Uaktywnia się on nie tylko podczas ładowania banku energii, ale też w prosty sposób przekazuje nam informacje, ile energii jeszcze się w nim znajduje. Diody są cztery, gdzie jedna z nich ma kolor czerwony, a trzy świecą na niebiesko. Aby w łatwy sposób zobrazować ich pracę, postanowiłem wszystko wyjaśnić w formie tabeli.

Wskaźnik poziomu naładowaniaPozostały poziom energii
LED2 migarozładowany
LED2-LED4 migają1% – 10%
LED2 świeci10% – 30%
LED2 i LED3 świecą30% – 70%
LED2 – LED4 świecą70%-100%

 

Na tym samym boku co włącznik jest także „stacja dokująca” dla wtyku microUSB, który jest przytwierdzony do powerbanku na krótkim przewodzie. Kabelek ma raptem 20 cm, ale świetne w tym jest to, że mamy go zawsze przy sobie, zawsze z powerbankiem. Tak na dobrą sprawę, jeśli wykorzystujemy zewnętrzną baterię tylko do ładowania jednego urządzenia, to nie potrzebujemy nosić ze sobą dodatkowego przewodu. Ten jest już w powerbanku i w dodatku sprytnie schowany w specjalnej szczelinie na krawędzi. Jedynie obawiam się o tzw. „zmęcznie materiału”, a dokładnie miejsca gdzie kabel łączy się z wtyczką. Zważając jednak na fakt, że powerbank używam już od kilku miesięcy i nic nie wzbudziło moich obaw, jestem trochę spokojniejszy, że wtyczka nie odpadnie po dłuższym czasie.

Górna krawędź to już miejsce dla trzech złączy jakie posiada powerbank. Są tam dwa pełnowymiarowe wyjścia USB 2.0 o różnym natężeniu prądu. To z lewej ma 5V i 1A, a z kolei to bliżej środka 5V i już 2.1A. Dlatego też, jeśli chcemy szybciej naładować swoje urządzenie, warto skorzystać z mocniejszego złącza, które daje maksymalną moc wyjściową 10W (tak jak adaptery sieciowe niektórych flagowych smartfonów czy tabletów). Jest też tutaj wejście microUSB 5V, przez które ładujemy powerbank. W zestawie nie znalazła się ładowarka, więc musimy się wspomóc tą od np. smartfona.

Test praktyczny

Powerbank ma całkiem sporą pojemność 10400 mAh, więc powinien naładować typowego flagowca przynajmniej 2-3 razy do pełna. Ja przetestowałem go w najprostszy sposób, w jaki można było to zrobić. Sprawdziłem, ile i jakie urządzenia będzie w stanie naładować zanim całkowicie „wyzionie ducha”. Miałem zatem na testowym biurku Galaxy Note 4 (3220 mAh), smartwatcha LG G Watch R (410 mAh) i tablet Dell Venue 8 Pro (4830 mAh). Z matematycznego punktu widzenia LAB.C powinien naładować Note’a trzy razy i jeszcze trochę prądu powinno zostać. W rzeczywistości jest zupełnie inaczej i nie zagłębiając się w szczegóły – żaden powerbank nie naładuje urządzeń o dokładnie takiej pojemności jaką on sam posiada. Zawsze będzie jakaś utrata (nie tylko spowodowana „nabijaniem” cykli podczas użytkownia), ale szczerze, nie spodziewałem się, że aż tak znaczna.

W rezultacie, udało mi się naładować Galaxy Note 4 dwa razy (raz od 4% do 98%, a drugi raz od 5% do 94%), jeden raz do pełna LG G Watch R i starczyło jeszcze na mały, bo około 10-procentowy zastrzyk energii dla tabletu. Sądziłem jednak, że powerbank będzie wydajniejszy i przekaże jeszcze więcej energii do tabletu. Suma sumarum, jest dobrze, bo z tym powerbankiem i Galaxy Note 4 w kieszeni można spokojnie wybrać się na 4-dniową wycieczkę bez konieczności zabierania ładowarki, ale mogło być jeszcze ciut lepiej.

Powerbank pozwala na ładowanie dwóch urządzeń jednocześnie. Możemy skorzystać z przewodu microUSB, który jest już na stałe w powerbanku i do tego podłączyć jeszcze jedno urządzenie pod wyjście USB 2.0 lub ładować dwa urządzenia za pomocą obydwu pełnowymiarowych wyjść USB. Sprawdziłem to z kilkoma urządzeniami i w kilku konfiguracjach, a wyniki macie w tabeli poniżej.

UrządzenieŁadowanie
microUSB 5V 1A – Galaxy Note 4
USB 5V 2.1A – Dell Venue 8 Pro
Galaxy Note 4 – ładuje
Dell Venue 8 Pro – nie ładuje
microUSB 5V 1A – Dell Venue 8 Pro
USB 5V 2.1A – Galaxy Note 4
Powerbank włącza się na kilka sekund i po chwili przestaje ładować
microUSB 5V 1A – LG G Watch R
USB 5V 2.1A – Galaxy Note 4
LG G Watch R – ładuje
Galaxy Note 4 – ładuje
microUSB 5V 1A – Galaxy Note 4
USB 5V 2.1A – LG G Watch R
LG G Watch R – ładuje
Galaxy Note 4 – ładuje

 

Ładowanie

Im pojemniejszy powerbank, tym nie tylko jest większy i więcej waży, ale też dłużej się ładuje. W przypadku urządzenia od LAB.C wszystkie diody na obudowie zaświecą się dopiero po około 12 godzinach od podłączenia powerbanka do sieci. Zatem, jeśli podłączymy akumulator na noc, nie liczmy na to, że rano będzie pełny (no chyba, że długo śpimy). Można też ładować zewnętrzną baterię przez port USB w komputerze, ale będzie to trwało wieki. Bateria podczas ładowania trochę się nagrzewa w okolicy złącza microUSB, ale to raczej normalne zjawisko.

Pewnie to jest dla niektórych osób oczywiste, ale nie można jednocześnie ładować urządzeń za pomocą powerbanku, gdy ten jest podłączony do sieci.

Podsumowanie

Model C-581 to nabardziej pojemny powerbank w ofercie koreańskiej firmy LAB.C. Urządzenie jest kompaktowe i mimo prawie 260 gramów wagi nie wpływa negatywnie na komfort używania. Jak to kiedyś mój znajomy mówił – „No przecież spodnie Ci od tego nie spadną”. I tu muszę się z nim zgodzić, spodnie nie spadają, ale kiedy włożymy powerbank do kieszeni to po prostu czujemy, że tam jest. Świetnie sprawuje się szybko regenerująca się obudowa, która nawet po kilku miesiącach ciągłego używania sprawia, że bateria wygląda jak nowa. Trudno jest do czegoś się przyczepić, ale jeśli już muszę, to stwierdzę, że mógłbyć nieco tańszy. Jego cena wynosi około 180 złotych. Powerbank też dziwnie „syczy”, ale na szczęście jest to irytujące tylko, gdy jest w pełni naładowany – jak już trochę pochodzi, to wszystko wraca do normy.

Najważniejsze jest to, że powerbank może stać się waszym małym towarzyszem na dłuższe wyjazdy. Ze mną przetrwał już kilka wypadów, był w Berlinie i Barcelonie, co wiąże się też z konferencjami, które odbywały się podczas targów i gdyby nie on, to zapewne smartfon padł by w trakcie bardzo intensywnego dnia. Tak, z całą pewnością mogę stwierdzić, że nie jeden raz uratował mi tyłek, bo w dzisiejszych czasach bez smartfonu to jak bez ręki, a bez smartfonu i powerbanku to jak bez dwóch rąk.

Plusy:

plus-iconWysoka jakość wykonania
plus-iconSolidna obudowa odporna na zarysowania
plus-iconNiewielkie wymiary
plus-iconSprytnie schowany przewód microUSB
plus-iconMożliwość ładowania dwóch urządzeń jednocześnie
plus-iconCzytelny wskaźnik zasilania
plus-iconOparty na bateriach Samsunga
plus-iconDwa złącza USB 2.0 o różnym natężeniu prądu

Minusy:

minus-iconWydajność mogła by być wyższa
minus-iconWysoka cena
minus-iconBardzo długi czas ładowania powerbanku
minus-iconGłośne „syczenie”, gdy powerbank jest w pełni naładowany i go używamy

 

Sprzęt do testu dostarczył sklep:

mojagalaktyka-logo

 

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

2 replies on “Powerbank LAB.C 10400 mAh – test dobrego banku energii, który nie raz uratował mi tyłek”

  • Michał
    28 lipca 2015 at 15:21

    Zapraszam do sklepu https://frago.pl – za pół ceny, którą podałeś, kupisz powerbank o takiej samej lub nawet nieco wyższej wydajności, z latarką, etui, zestawem pięciu końcówek, 2-letnią gwarancją. A to wszystko polskiej marki Forever.
    Dwa ładowania telefonu za 180 złotych to raczej kiepski stosunek cena / wydajność

    • 28 lipca 2015 at 17:29

      A ja zapraszam do banku, by opłacić fakturę za link sponsorowany 😉