Xiaomi ma pełen zakres smartfonów, co oznacza, że można kupić jakiegoś budżetowca za kilkaset złotych, ale też smartfon z najwyżej półki za dwa tysiące i więcej. Najtrudniej jest z tymi pośrodku, bo często jest tak, że opinia po kilkunastu dniach testów jest zupełnie inna niż wskazywałyby na to pierwsze chwile spędzone ze smartfonem, i to w jedną jak i drugą stronę. Właśnie tak było przy okazji Xiaomi Mi A1, który na początku mnie mocno denerwował, ale później było już tylko lepiej i jakoś się do niego przekonałem. W recenzji odpowiem na pytanie, dlaczego tak się stało.

Xiaomi Mi A1 to brat bliźniak modelu Xiaomi Mi 5X, więc jeśli szukaliście informacji na temat tego drugiego, to poniekąd dobrze trafiliście. Obydwa smartfony są niemal identyczne, ale ten testowany tutaj ma z tyłu obudowy napis „Android One”, co może świadczyć tylko o jednym – stworzeniu Mi A1 bacznie przyglądało się Google przez co w smartfonie znajdziemy „czysty” system Android z raptem kilkoma dodatkami od Xiaomi. Może interfejs nie jest tak przyjemny jak w przypadku nakładki MIUI i nie ma aż tylu funkcji, ale ma też swoiste mocne strony, które kryją się głównie pod słowem „aktualizacje”. O tym jednak nieco później.

Patrząc na smartfon można powiedzieć, że jego wygląd jest nudny, bez polotu i niczym nie wyróżnia się spośród innych smartfonów, a na pewno kilku modeli, które też mają logo „Mi” na obudowie. I rzeczywiście tak jest, bo mamy tutaj aluminiową obudowę gładko zachodzącą na boki, bez zbędnych przetłoczeń i szkło z przodu. Nic szczególnego, ale właśnie przez to ten smartfon może się spodobać, bo mimo dużego, 5,5-calowego wyświetlacza całkiem dobrze leży w dłoni i można nawet powiedzieć, że jest zgrabny (7,3 mm grubości, 165 gramów). Wszystkie elementy są tam gdzie być powinny, palec wskazujący w naturalny sposób układa się w miejscu czytnika, a obudowa jakoś przesadnie się nie brudzi, pod warunkiem, że chwilę wcześniej nie jedliśmy kurczaka paluchami. Xiaomi Mi A1 trafił do mnie w najlepiej wersji kolorystycznej, a to dlatego, że sprytnie poprowadzono paski od anten, które dodatkowo są w kolorze zbliżonym do koloru obudowy. Po prostu nie rzucają się w oczy i nie przeszkadzają jak w niektórych smartfonach.

Nie zauważyłem z tyłu obudowy żadnych typowych zarysowań, ale była jedna rzecz, która pojawiła się jak wyjątkowo oporny klient z reklamacją tuż przed zamknięciem sklepu, budząc we mnie jednocześnie lekki niepokój, ale też zażenowanie. Okazało się, że za którymś razem, gdy wyciągałem telefon z kieszeni zauważyłem dziwne, regularne, „księżycowate” wytarcie, które było widoczne z tyłu obudowy i to jeszcze pod odpowiednim kątem. Kompletnie niewyczuwalne pod palcem i niemożliwe do usunięcia. Jak powstało? Tego nie wiem i nawet najstarsi Chińczycy z fabryki tego nie wiedzą. Jeśli już zacząłem pisać o tych gorszych kwestiach związanych z konstrukcją i wyglądem, to jeszcze zostały dwie. Niezbyt dobrze wygląda wystający aparat, tym bardziej, że brak jest jakichkolwiek informacji o szkle, które zabezpiecza obiektywy i czytnik biometryczny, który – zważając na fakt, że smartfonu używałem około miesiąca – dosyć szybko się „utłuścił”.

Trzeba też mieć na uwadze to, że obudowa jest śliska, szczególnie wtedy jak mamy suche ręce. Warto więc pewnie trzymać telefon lub założyć na niego jakieś etui ochronne, które jednocześnie da nam trochę pewniejszy chwyt.

Układ przycisków i elementów na obudowie jest raczej standardowy. Na prawej krawędzi przycisk zasilania i te od głośności w formie jednego, dłuższego przycisku, wysuwana szufladka na karty na przeciwległym boku, od dołu mini jack 3,5 mm, mikrofon, USB Type C i głośnik, a na górze port podczerwieni. Aparaty i dwie, dwukolorowe diody doświetlające są w lewym górnym rogu z tyłu.

Wyświetlacz, niczym szczególnym nie zaskakuje, ale też nie ma powodów do tego, by coś złego o nim napisać.

Jak już wspomniałem wyżej, wyświetlacz ma 5,5 cala, a natywna rozdzielczość obrazu to Full HD. Niczym szczególnym nie zaskakuje, ale też nie ma powodów do tego, by coś złego o nim napisać. Jakość obrazu, kolory, kąty widzenia czy reakcja na dotyk są zadowalające, typowe dla takich IPS’ów i smartfonów ze średniej półki. W kwestii parametrów największe zastrzeżenia można było mieć tylko do jasności minimalnej, która była zbyt wysoka i nawet na najniższych ustawieniach przeszkadzała podczas przeglądania czegoś w nocy. Warto jednak zaznaczyć, że nie jest to jeszcze smartfon, którego dosięgnęła moda na 18:9. Dlatego też niektórych może przerazić sporo niewykorzystanego miejsca i ramki niczym skopiowane ze smartfonów Sony, ale inni docenią na pewno to, że smarfon będzie można trzymać swobodnie w dłoni, bez zamartwiania się o przypadkowe dotknięcie ekranu. Mimo tego, że jestem zwolennikiem trendu rozciągania ekranu do granic możliwości, to w Mi A1 brak wydłużonych promocji wcale mi nie przeszkadzał.

Czytnik linii papilarnych jest w odpowiednim miejscu, jeśli weźmiemy pod uwagę wielkość smartfonu i miejsce, gdzie układa się palec. Jest też pojemnościowy, co oznacza, że wystarczy dołożyć palec i po chwili mamy odblokowany telefon (nie trzeba wcześniej podświetlać ekranu). Można uznać, że jest dokładny, ale nie aż tak szybki jak te ze smartfonów Huawei czy OnePlus’a. Można odczuć, że trzeba przyłożyć i ułamek sekundy dłużej odczekać, by dostać się do systemu.

 


SPIS TREŚCI:

  1. Wygląd, wykonanie, czytnik linii papilarnych, wyświetlacz
  2. Działanie, oprogramowanie. Aparat, bateria. Podsumowanie

Skomentuj Krzysztof Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

2 replies on “Xiaomi Mi A1, czyli smartfon, który pokazał mi, że wcale nie potrzebuję flagowca”

  • 28 stycznia 2018 at 21:21

    Szybkie ładowanie jest od aktualizacji Oreo, trzeba tylko kupić ładowarkę wspierającą Quick Charging.

    Zdjęcia i wideo też można poprawić, instalując Google Camera (root). Podobno zdjęcia lepsze niż w One Plus 5 i iPhone 7.

    Jedynie brak NFC…

    • 28 stycznia 2018 at 22:19

      Ooo, człowiek ciągle dowiaduje się czegoś nowego 🙂 O ile z ładowarką to nie kłopot, to już z apką Google Camera dla przeciętnego użytkownika może być problem, bo trzeba zrobić root.