Aparat w Mi Pad 4

Trochę zastanawiałem się, czy w recenzji tabletu jest miejsce i potrzeba na część poświęconą fotografii. Kto nie uważa, że dorosła osoba robiąca zdjęcia ośmio- czy dzięsięciocalowym potworem wygląda kuriozalnie ten niech pierwszy rzuci kamień.

No ale dobra, przyjmijmy iż w telefonie padła nam bateria, a widzimy coś takiego, że koniecznie musimy mieć fotę. Spoglądamy nerwowo dookoła czy nikt nas nie widzi, ocieramy pot z czoła i wyciągamy z torby Mi Pada. Czy da się nim zrobić coś co ma ręce i nogi? Sprawdźmy:

Sami widzicie jak jest. Zdjęć nocnych nie zamieszczam, bo naprawdę nie ma się czym chwalić, ale to wszystko i tak bez różnicy. Robienie fotek tabletem to taka ciekawostka, która przydaje się raz na ruski rok, pewnie tylko do dobrania się do jakiegoś kodu QR.

Znacznie ważniejsza, przynajmniej dla mnie, jest przednia kamerka, która przyda się przede wszystkim przy rozmowach wideo. Całe szczęście ta jest porządnej jakości i daje radę zarówno wieczorem jak i w dzień. Choć oczywiście cudów nie ma co oczekiwać.

Xiaomi Mi Pad 4
Pierwszy plan dobrze widoczny, tło prześwietlone. Standard.

Kilka słów o baterii w Mi Pad 4

Nie przedłużając, jest dobrze, nawet bardzo, szczególnie w bezpośrednim porównaniu z Memopadem. Pobrane filmy można oglądać godzinami, zaś wykorzystując sprzęt tylko do czytania możemy ładować go raz na tydzień! Jedynie wymagające gry czy nawigacja z użyciem LTE jest w stanie wyzerować tablet w mniej niż 5 godzin.

Bardzo mi się również podoba nikły pobór energii podczas uśpienia. Jeszcze nie wiem jak to wygląda na długim dystansie, ale zostawiwszy tablet na noc (z włączonym Wi-Fi), nad ranem zobaczymy ubytek zaledwie procenta lub dwóch.

Xiaomi Mi Pad 4 - bateria
Ten płaski środek to ubytek energii przez noc. Prawie nic nie zeszło!

Pewnie podejrzewacie już co jest największym mankamentem nie tylko samego akumulatora, ale i – sumarycznie – całego Mi Pada 4. Otóż rozchodzi się o szybkie ładowanie, a w zasadzie jego brak. Zgaduję, że firma chciała trochę zaoszczędzić i wytargowała od Qualcomma lekko „upośledzone” Snapdragony – z zablokowanym Quick Charge. No i w sumie spoko jeśli chodzi o najtańsze wersje tabletu, ale w topowej konfiguracji chciałoby się zobaczyć wszystkie bajery.

Na chwilę obecną mamy do czynienia z ładowaniem 10 W i moje pomiary potwierdzają, że z mniej więcej taką mocą karmiony jest nowy Mi Pad. Bez względu na to czy używamy oryginalnej ładowarki, czy też spróbujemy czegoś mocniejszego z QC 3.0.

Ładowanie od zera do setki trwa około trzech i pół godziny, bez możliwości negocjacji.

Z mojej strony pozostaje mi jedynie wyrazić głęboką nadzieję, że powtórzy się historia z Xiaomi A1. Ten telefon też wypuszczony został na rynek bez wsparcia dla szybkiego ładowania, ale (po chyba pół roku) zostało to odblokowane wraz z aktualizacją do Oreo.

GPS i LTE

Na wstępie chciałbym zaznaczyć, że jedynie najdroższa wersja nowego Mi Pada wyposażona jest nie tylko w LTE, ale również i GPS – dwa pozostałe modele nie mają tych bajerów.

Domyślam się skąd taki krok – podstawowy model to taki tablet do domu, któremu nawigacja do niczego nie byłaby potrzebna, a jedynie podniosłaby cenę. Dla tych, którym na tym zależy został więc „flagowiec”. I wilk syty i owca cała. Bardzo miła odmiana w porównaniu do Mi Pada 3, który całościowo pozbawiony był GPS’u.

Chciałem przeprowadzić dokładne testy obu tych elementów, ale w połowie zabawy dotarło do mnie, że wyniki będą absolutnie nieporównywalne z tym co otrzymacie w Polsce. Tablet jest bowiem przystosowany do chińskich realiów i to, że tutaj współrzędne łapane są w sekundę wcale nie oznacza, że gdzieś w Warszawie, albo (bardziej egzotycznie) w Sosnowcu, będzie tak samo. Ograniczę się zatem do stwierdzenia, że u mnie wyglądało to bardzo poprawnie, nieznacznie szybciej niż w Memopadzie od Asusa.

Jeszcze odnośnie połączeń głosowych – na XDA poszła plotka, że niby w niektórych chińskich sieciach jest to możliwe, ale niestety nie mogę tego potwierdzić. Testowałem to na jednej z najpopularniejszych „simkach” – China Mobile i nie udało mi się uzyskać pozytywnych efektów. Próby dzwonienia kończyły się tuż po wybraniu numeru, zaś próby odebrania rozmowy w ogóle nie dochodziły do skutku – u dzwoniącego pojawiał się komunikat, że numer jest zajęty. Kto wie, być może ta funkcja zostanie odblokowana z czasem, ale jeśli wam na niej zależy to odsyłam do niewiele mniejszego Mi Maxa 3.

Jak jest z audio?

Szału nie ma, du*y nie urywa, ale głośniczki są całkiem porządne – jak na tablet oczywiście. Jest zupełnie tak jak możecie się spodziewać – porównując Mi Pada z telefonem ten pierwszy jest zarówno głośniejszy, jak i czystszy w brzmieniu. Ale już stawiając go w szranki z głośnikiem Bluetooth za około 200 złotych bardzo szybko rozpoznamy brak głębi i słabowity bas.

Mimo to dźwięki wydobywające się z tabletu mogą przypaść do gustu, szczególnie jeśli nie wykorzystujemy go do nagłośnienia całej chałupy. W przypadku filmów, gier, czy okolicznościowego spotifaja pobrzmiejwającego cichutko jazzem gdzieś tam z boku sprawdza się nie najgorzej. Jest stereo, głośność maksymalna potrafi uderzyć w bębenki, a i nawet wtedy nie sposób usłyszeć jakiegokolwiek pierdzenia typowego dla budżetowych brzęczyków.

Xiaomi Mi Pad 4
Filmy ogląda się na tym bardzo przyjemnie. Ekran jest czytelny, kolory nasycone, a głośniki grają lepiej niż nieźle.

Na sam koniec, żeby już zamknąć tą recenzję, która i tak wyszła mi znacznie dłuższa niż planowałem – kilka ostatnich spostrzeżeń:

  • Nie działa pad od Xbox 360. Trochę szkoda, ale jest to problem wyłącznie software’owy, który albo zostanie załatany w którejś aktualizacji, albo można to poprawić samodzielnie, po zrootowaniu urządzenia.
  • Działa Displaylink, zarówno na telewizorze jak i projektorze, z równoczesnym przesyłaniem dźwięku. Zaznaczam jednak, że na jednym odbiorniku będzie płynnie, na innym obraz może lekko klatkować. Nie jestem pewien od czego to zależy.
  • Xiaomi wciąż nie opublikowało kernela, ale jako, że działa Treble, tworzenie mniej zaawansowanych modyfikacji jest już możliwe.

 


SPIS TREŚCI:

  1. Wstęp, specyfikacja. Co z tymi tabletami?
  2. Wygląd, wykonanie, konstrukcja. Wyświetlacz
  3. Możliwości i wydajność Mi Pada 4. MIUI. Co to jest MoKee?
  4. Aparat i zdjęcia. Bateria, GPS, LTE. Audio
  5. Podsumowanie

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

5 replies on “Recenzja Xiaomi Mi Pad 4 LTE. Dałbym za ten tablet nawet i tysiąc pięćset złotych.”

  • Konrad Krys
    3 września 2018 at 11:37

    W tej cenie szósty iPad miażdży i gniecie całą konkurencję…no chyba że mieszka się w Chinach 😛

    • 4 września 2018 at 01:37

      Jeśli chodzi o wygląd premium i dostęp do lepszych programów to masz rację. Ale jak ktoś ma sporo zakupionych appek na w sklepie Google to nie po drodze mu przechodzić na iOS. Do tego Mi Pad obsługuje karty pamięci, a to też może okazać się bardzo przydatne – na ceneo iPad 128GB z LTE to koszt ponad 2400zł, a tutaj nawet jakby cena miała osiągnąć 1500zł (obstawiam jednak 1200) to dokładamy kartę za 120zł i mamy w sumie 192GB.

  • Anonim
    3 września 2018 at 17:39

    Nasuwa mi sie pytanie o roznice w wyposarzeniu wersji chinskiej i europejskiej. Slyszalem cos o pasmach lte, ale nie znam szczegolow. Co strace kupujac chinska wersje mi pada czy smartfona?

    • 3 września 2018 at 19:29

      Najpopularniejsze pasmo LTE w Polsce to B20 i takiej informacji musisz szukać przy produkcie. Nie mając urządzenia z tym pasmem, zasięg na mniej zurbanizowanych terenach będzie słabszy i przełączy się na 3G/2G. Przeważnie w chińskich sklepach urządzenia są oznaczone jako Global i wtedy świadczy to o tym, że na 99% jest LTE B20, język polski i usługi Google.

    • 4 września 2018 at 01:44

      Możesz dostać Mokee zamiast MIUI, czyli coś w stylu czystego Androida z okazjonalnymi chińskimi krzaczkami, ale ogólnie po polsku. Jak kupujesz na Aliexpress to możesz również dostać podrabiane MIUI 9.6 global – czytałem na XDA, że i to się zdarza, ale nie wiem jakie są różnice i ewentualne zagrożenia.

      Ja osobiście zostanę na dłużej przy oficjalnym, chińskim romie – wszystko działa jak należy, aktualizacje mam średnio co 10 dni. Dobrze przetłumaczone na angielski, co jednak może być problemem dla mniej obeznanych w tym języku. Polskiego do wyboru tam nie uświadczysz.