W naszym domu nadszedł w końcu czas, w którym postanowiliśmy kupić telewizor. Wcześniej seriale, filmy, a także cała domowa rozrywka opierała się na 24-calowym Dellu, który służył mi do pracy. Okazjonalnie – na innych monitorach, które miałem okazję do testować.

Nie jestem człowiekiem, który potrafi iść do sklepu i powiedzieć: „Chcę kupić telewizor do 2 tysięcy, a Pan/Pani niech mi doradzi co kupić”. Jestem typem człowieka, który przeszuka Internet, przeczyta setki stron, porówna kilkadziesiąt modeli, a później się wstrzyma miesiąc, może dwa i ponownie zrobi ten sam research. I dopiero potem skoczy do sklepu i kupi urządzenie.

Dziś chciałbym nawiązać do podejścia osób, które są specjalistami czy też „specjalistami”.

Bardzo często spotykam się z tym, że ktoś prosi o poradę jaki sprzęt kupić. Na potrzeby artykułu niech to będę ja. Mam określony budżet, którego nie chcę przekraczać lub też mogę go przekroczyć, ale nieznacznie, załóżmy o około 200 złotych. Nie jest to duży budżet, bo moje wymagania też nie są za wielkie. Podstawa to 1500 złotych, które chcę wydać na telewizor. Minimum 43 cale, Full HD. Im bardziej „wypasiony” tym lepiej. Ucieszę się na 4K z HDR, a naprawdę bym się mocno cieszył, gdyby miał przekątną 49″, nic więcej, bo nie mamy miejsca w domu.

Wszystko jest napisane dosyć jasno, prawda? Nie dla „specjalistów”. Minimum 75 cali, bo oglądasz z odległości 3 metrów. A poradniki mówią, że taki zakup jest po prostu konieczny, bo inaczej to nic nie zobaczysz i wyrzucisz pieniądze w błoto. Czy wspomniałem, że mamy miejsce maksymalnie na 49 cali i nic więcej?

No dobrze, to spróbujmy Cię przekonać do 55 cali za 3 tysiące. A jaki budżet podałem? Taki prawie dwa razy niższy? No i co z tego, telewizor za 1500 złotych nie będzie miał super mega wypasionego podświetlenia, które na pewno zobaczę na pierwszy raz.

Ponownie – wspomniałem na początku wpisu, że wcześniej oglądaliśmy wszystko na 24-calowym monitorze i teraz nawet jakiś telewizor 32 cale z rozdzielczością Full HD byłby dla nas dużym skokiem jakościowym.

Stary telewizor Sharp
Stary telewizor Sharp / fot. Pixabay

Wróćmy do tej kwoty – „no to może jednak skusisz się na 55″ za dwa trzysta?” Bo taki telewizor to jest must have, ponieważ posiada rzecz xyz, którą na pewno wykorzystam spędzając przed nim godzinę (jak dobrze pójdzie) dziennie.

Ale dlaczego chcesz kupić taki mały telewizor? Na pewno znajdziesz miejsce na te 7 cali więcej, a definitywnie zobaczysz różnicę. Ano znajdę. Wymontowując drzwi do drugiego pokoju. Wzrok Ci się popsuje od tej małej ilości cali. Ano popsuje, kiedyś na pewno.

Telewizor musi mieć idealną czerń, inaczej kolor bluzy tego aktora będzie nie taki, jak w oryginale. Rzeczywiście, zwracam uwagę na ten kolor bluzy aktora i zobaczę to, spędzając przed nim godzinę dziennie.

Często na grupach fejsowych spotykam się z zapytaniem o treści: Szukam laptopa dla siebie do prac biurowych za 2 tysiące z Windowsem. Co polecicie?”

Co polecają? Macbooka Pro z 2012 roku za 2500 złotych. Bez gwarancji, ze słabymi bebechami. Z systemem macOS. Co z tego, że osoba ta napisała, że z Windowsem. Co z tego, że zależy jej na gwarancji. Co z tego, że stare bebechy, a można mieć nowe, lepsze. Polecamy, bo to jest Macbook. Taki wariant jest jeszcze optymistyczny, bo często w poleceniach pójdzie najnowszy Mac, najnowszy Dell XPS za kilkanaście tysięcy. Do prostych prac biurowych.

Macbook Pro
Macbook Pro / fot. Pixabay

To samo mogę powiedzieć o innych urządzeniach – telefony, monitory, akcesoria. To, że „specjalista” poleci coś za ponad dwa razy wyższą kwotę nie oznacza, że te pieniądze nagle znajdą się w moim portfelu. Po prostu nie mam ich tyle żeby to kupić i musi mi wystarczyć to, na co mam budżet.

Ludzie mnie często proszą o polecenie konkretnego urządzenia – najczęściej są to laptopy dla dzieci. Pierwsze pytanie, które zadaję to budżet. I właśnie do niego się dostosowuję. W momencie odpowiedzi przekazuję takiej osobie kilka wariantów. Poniżej budżetu, w budżecie jak i 200-300 złotych drożej, ale z konkretnym uzasadnieniem dlaczego warto dołożyć te pieniądze. A nie jest to uzasadnienie, że aktor będzie miał inny kolor bluzy, tylko, że później nie będzie potrzeby rozbudowy takiego laptopa.

To nie jest tak, że ja nie doceniam rad specjalistów. Doceniam je bardzo mocno, jeżeli są uzasadnione.

Dlaczego mam wydać ten tysiąc złotych więcej na telewizor, czy rzeczywiście zobaczę idealną czerń, czy coś mi to w ogóle da? Jeżeli jesteś w stanie mnie przekonać, że ta czerń i bluza aktora zmieni moje podejście do oglądania filmów, seriali i gier w ilości czasu, który poświęcam na rozrywkę – to docenię Twoją radę. W innym wypadku będzie to rada w stylu: „dołóż tysiaka, bo tak”. A za takie coś to ja dziękuję.

A Wy co uważacie? Kupujecie sami czy liczycie na podpowiedź specjalistów? Pamiętacie jakieś ciekawe, zabawne sytuacje ze sklepów?

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

7 replies on “„Jestę specjalistom”, czyli o kupowaniu elektroniki słów kilka”

  • Artur Gil
    2 lutego 2019 at 15:02

    Nie słucham sprzedawców. Sam ogarniam temat i dzwonię i mówię co ja chcę konkretnie kupić. Chociaż i tak oni często próbują nakręcać po swojemu. Trzeba zawsze wiedzieć ,co chce się kupić…

    • 3 lutego 2019 at 11:27

      Nie no, ja robię research, ale czasem też dobrze posłuchać sprzedawców, bo jednak widzą, co wraca do sklepu jako towar reklamowany. Dobrze człowiek zagada i się dowie co wraca a co nie 😉

      • gumis
        3 lutego 2019 at 21:36

        Sprzedawcy wciskaja to, co zalega na magazynie – akurat to najgorszy pomysł, żeby się ich radzić 😛

        • 3 lutego 2019 at 21:52

          Prowadząc swój sklep kilka dobrych lat temu był dobrym sprzedawcą, nie wiem jak teraz jest 😉

  • gumis
    3 lutego 2019 at 21:31

    „Mam określony budżet, którego nie chcę przekraczać lub też mogę go przekroczyć, ale nieznacznie, załóżmy o około 200 złotych.” – za 200 zł to Ty wiele nie kupisz 😛

    • 3 lutego 2019 at 21:36

      Podstawowy budżet to 1500 zł, 200 zł więcej mogę przekroczyć 😉

      • gumis
        3 lutego 2019 at 21:36

        Nie zauważyłem „o” – masz rację 🙂