W czasach świetności Nokii strasznie chorowałem na model z serii Communicator, najpierw 9300i, a potem E90. Cóż to był za sprzęt. Fakt, ważył ponad 200 gramów i działał na Symbianie, ale to było jedno z pierwszych moim wyobrażeń na temat komputera w kieszeni. Wystarczyło go rozłożyć i pojawiała się pełna klawiatura z 4-calowym, poziomo ulokowanym ekranem. Nawet nie wiecie jak teraz, gdy niemal każdy smartfon wygląda tak samo, brakuje mi takich wynalazków. Ale za sprawą takich smartfonów jak F(x)tec Pro 1 coś się zaczyna dziać.
Tak, nazwa jest dziwna, ale sam smartfon jest też dziwny, a ja… lubię takie dziwne wynalazki. Szczególnie w czasach ohydnych notchy, kilku aparatów z tyłu i bitwie o jak największą ilość RAM’u. Gdy spojrzymy na F(x)tec Pro 1 od przodu, bez rozkładania, to od razu skojarzenie jest jedno – wygląda jak Samsung Galaxy S8. Ale dopiero, gdy go przekręcimy poziomo i rozsuniemy, wtedy zaczyna się dziać to coś, co gadżeciarze lubią najbardziej.

Po rozsunięciu obudowy (która swoją drogą ma niecałe 14 mm grubości) pojawia się pełna klawiatura z 64 fizycznymi klawiszami, podoba do tej, którą mamy w komputerach. Jest rząd przycisków numerycznych, długa spacja i strzałki. Mechanizm rozkłada ekran pod kątem 155 stopni, co jest podobno najbardziej odpowiednim ułożeniem.
A jak ze specyfikacją? Tutaj jest dobrze, ale jeśli liczycie na najnowsze podzespoły to trochę będziecie zaskoczeni. W środku jest procesor Snapdragon 835, więc starszy, ale nadal mocny układ, który pojawił się pod koniec 2016 roku. Do tego 6 GB RAM i 128 GB pamięci wewnętrznej. Można wrzucić kartę pamięci, można podłączyć słuchawki pod mini jacka, wrzucić dwie karty SIM czy zapłacić zbliżeniowo, bo ma NFC. Dobrze wygląda 6-calowy ekran AMOLED, którego chroni szkło Gorilla Glass 3. Jest też czytnik paluchów na krawędzi, dwa aparaty z tyłu i jedyne co mnie trochę niepokoi to bateria – 3200 mAh.

Najbardziej zastanawia mnie system Android Pie, który podobno został przystosowany pod obsługę w poziomie. A wiadomo jak bardzo jest to denerwujące, gdy interfejs nie zawsze się przekręca. Tutaj wygląda to mniej więcej tak jak na powyższym zdjęciu, mamy trochę więcej skrótów i widgetów, ale nie sądzę, by miało to jakoś diametralnie wpłynąć na produktywność. Chociaż, kto wie, może kiedyś ten model się przetestuje i będę w stanie napisać coś więcej.
Brytyjski startup uruchomił już przedsprzedaż i każdy kto zamówi go wcześniej dostanie limitowaną wersję bezprzewodowych słuchawek i etui ochronne. Ile trzeba wydać? Dokładnie 778,80 dolarów, czyli niecałe 3 tysiące złotych. Nieważne jakbym lubił ten projekt to jednak cena jest niezbyt zachęcająca.
Kiedyś takie wynalazki bardzo mi się podobały, ale teraz SwiftKey tak nauczył się mojej osobowości, że mogę maziać po wirtualnej klawiaturze jak, za przeproszeniem, pojebany, a i tak dostanę właściwe sugestie. Już bardziej by mi to pasowało w sprzętach z pełnym Windowsem tj GPD Win.