No i jest Google Pixel 6a. Jesteśmy po Google I/O 2022 i muszę przyznać, że było to jedno z przyjemniejszych wydarzeń w wykonaniu Google’a. Obejrzałem całe 13 minut i nadal szanuję tych, którzy zbierają te wszystkie informacje w jedno i robią z tego szybkie podsumowanie. Było tam trochę o becie Androida 13, od zawsze wyczekiwanym zegarku i nikomu niepotrzebnym tablecie. Pojawiła się zajawka nowej serii Pixel 7, ale znacznie więcej wiemy o innym smartfonie. Właśnie tym wspomnianym na początku tego akapitu.

Czym zaskakuje Google Pixel 6a?

Pixel 6a idealnie wpisuje się w artykuł z najlepszymi małymi smartfonami, które można (a w tym przypadku będzie można) kupić w 2022 roku. Wszystko przez to, że waży 178 gramów i jest minimalnie mniejszy niż Pixel 5a 5G. Ma 152,2 mm wysokości i 71,8 mm szerokości, ale mu się trochę „zgrubło”. Mniejsze wymiary biorą się z tego, że mamy tu 6,1-calowy wyświetlacz OLED zamiast 6,34 cali jak w poprzedniku. Wyświetlacz wspiera HDR, ma wycięcie na środku i wmontowano pod nim optyczny czytnik biometryczny.

Google Pixel 6a
Google Pixel 6a / fot. Google

Szkoda tylko, że Google z jednym parametrem cofnęło się w czasie. Chodzi o odświeżanie ekranu na poziomie 60 Hz, co jak na obecne czasy nie powinno mieć miejsca. Nawet najgorsze szroty za tysiaka mogą mieć wyższe odświeżanie, a tu wchodzi Google, cały na b… w trzech kolorach i serwuje coś „z innej epoki”. Co się raz zobaczy to już nie można „odzobaczyć” i tak właśnie jest z ekranami, które mają minimum 90 Hz. Wyższą częstotliwość ekranu widać gołym okiem, maksymalnie wpływa na komfort obsługi i nie zmieni tego nawet najczystszy system prosto od Google. Pod tym względem Pixel 6a rzeczywiście zaskakuje, ale niestety na minus.

Poza wtopą z hercami, reszta wygląda całkiem dobrze.

Jest SoC od Google, który nazywa się Tensor i ma 8 rdzeni. Do tego dołożono 6 GB RAM i 128 GB bardzo szybkiej pamięci wewnętrznej (UFS 3.1). Jest akumulator 4410 mAh, ale tylko z 18-watowym ładowaniem, które przy obecnych standardach ciężko jest określić „szybkim”. Aparaty z tyłu są dwa i obydwa mają 12,2 Megapikseli przy czym tylko ten główny wyposażono w optyczną stabilizację obrazu. Drugi z kolei jest szerokokątny, ale nie aż tak jak to miało miejsce w Pixelu 5a. Podobno ulepszono nocne zdjęcia i funkcję Magic Eraser, przy pomocy której wymażemy niechciane elementy na zdjęciach, a nawet zmienimy im kolor.

Smartfon ma 5G, ma głośniki stereofoniczne, ma szybkie USB typu C, jest też NFC czy pozostałe moduły łączności, w tym Bluetooth 5.2. Ale nie ma gniazda na słuchawki (w Pixelu 5 było) i ładowarki sieciowej w zestawie, więc widać, że średniaka też to dopadło.

Przyznam, że Pixel 6a to nawet ładny smartfon jest. Osobiście jego design bardziej do mnie przemawia niż ten z Pixela 6 Pro. Mamy dwie klasyczne wersje kolorystyczne (Chalk i Charcoal), ale też jedną zieloną (Sage), która nieco bardziej się wyróżnia. Najistotniejsze jest jednak to, że aparat nie jest już takim „garbem” jak to miało miejsce w ubiegłorocznym flagowcu. W przypadku obudowy nie zapomniano o certyfikacie IP67, więc smartfon przeżyje kontakt z jakąś cieczą, a gdy się zakurzy to też będzie go można opłukać pod wodą.

Cena Google Pixel 6a

Google już w trakcie prezentacji podało cenę i jak tylko pojawiła się na slajdach to podniosły się brawa. Pewnie dlatego, że cena jest identyczna jak w przypadku Pixela 5a 5G, czyli 449 dolarów. Jeśli przeliczymy to bezpośrednio na złotówki to wychodzi całkiem sensowne około dwóch tysięcy, ale po doliczeniu wszystkich opłat to kupy wyjdzie pewnie bliżej trójki. O ile w ogóle smartfon się w Polsce pojawi. Coś czuję, że hasztag #PixeldlaPolski znowu będzie wysoko w trendach. Pixela 6a będzie można znaleźć między innymi w niemieckim Google Store.

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *