Dawno nie było Pingu Tygodniowego, ale za to pojawiło się kilka świetnych artykułów z cyklu Mamy do pogrania. Jeśli zatem chcecie zobaczyć jak wyglądałby pixelowy Elden Ring albo dowiedzieć się, które gogle VR są najpopularniejsze, to zerknijcie do 17. części, która jest tutaj. A jeśli z kolei chcecie powspominać Internet Explorer lub zastanawiacie się, który producent wpadł na pomysł, by naładować baterię w smartfonie do połowy w 4 minuty, to czytajcie dalej.

#1. Koniec Windows 8.1 jest bliski i… konieczny

Mówi się, że co drugi system Microsoftu jest dobry i gdybym nie korzystałbym od kilku miesięcy z systemu Windows 11, to pewnie powiedziałbym, że to prawda. Mogę się z tym zgodzić, ale nie licząc „jedenastki”. Prawie 10 lat piekło się rozstąpiło i wyszło z niego szkaradztwo zwane Windowsem 8. Nie i wcale nie chodzi o te gościa na zdjęciu poniżej. Windows 8, a później Windows 8.1 to chyba najbardziej znienawidzone wersje systemu w historii, choć ja takiego Dell Venue 8 Pro z tym systemem całkiem miło wspominam. Pewnie po przesiadce na Windowsa 10 wszyscy zapomnieli o „kafelkowcu”, więc pewnie zaskoczy wam fakt, że Windows 8.x jest nadal używany na 4,3% urządzeń (raport statcounter). Do czasu, a dokładniej do stycznia przyszłego roku.

Premiera Windows 8
Premiera Windows 8 / fot. wikimedia

Wszyscy, którzy pragną „śmierci” Windowsa 8.1 muszą poczekać 10 stycznia 2023 roku. Wsparcie dla Windowsa 8 zakończyło się w 2016 roku, więc i tak wersja z jedyną po kropce wytrzymała zaskakująco długo. Nadal też jestem zaskoczony tym, że tak dużo osób korzysta jeszcze z tego badziewia i szczerze, wcale mi ich nie żal. Może to jacyś jaskiniowcy, którzy nie wiedzą, że jest coś nowszego? Mieli kilka lat na upgrade do Windowsa 10, w dodatku za darmo. Dlatego pozwólcie, że zostawię tutaj mem, który idealnie pasuje:

źródło: arstechnica

sssss

#2. Tuuu du duuumm! Będą reklamy w Netflixie

Netflix idzie na dno i żaden kapitan tego nie zmieni. Żaden. Mam wrażenie, że Netflix jest zbyt pewny swojej pozycji na rynku, tego, że był pierwszy i myśli, że może wyznaczać warunki. Walka z dzieleniem kont, wszędzie wciskana poprawność polityczna, brak naprawdę mocnych nowości (poza Stranger Things, które jest genialne), niezrozumiała forma dystrybucji odcinków (tak, ponownie Stranger Things) czy fakt, że to obecnie najdroższa platforma streamingowa tylko pogarsza sytuację. Wystarczy tylko spojrzeć na notowania giełdowe, które są więcej niż złe – Netflix od stycznia tego roku stracił ponad 67%!). No i jeszcze te reklamy.

Netflix / fot. Google

Netflixowi geniusze na czele z szefunciem Tedem Sarandosem stwierdzili, że reklamy pomogą sfinansować najtańszą opcję abonamentu. Jak stwierdził w jednym z wywiadów podczas festiwalu w Cannes, są użytkownicy, którzy nie mają nic przeciwko reklamom, jeśli będą płacić mniej. Taa, a jedzie mi tu czołg? Nie zostało to jeszcze klepnięte, ale chodzi najpewniej o to, że pojawi się kolejna, najtańsza opcja subskrypcji, właśnie taka z reklamami. Przypomnę, że aktualnie za podstawowy pakiet trzeba zapłacić 29 złotych. A taki player z reklamami to koszt 49 złotych, ale na rok.

źródło: metro.co.uk

#3. Żegnaj Internet Explorer, tęsknić nie będziemy

Nie będę tutaj tworzył żadnych elaboratów. Nie będzie wyniosłych treści. Nie będę pisał, że to koniec pewnej ery. I tak, to wszystko prawda. Napiszę po prostu, że Microsoft po 27 latach zakopuje przeglądarkę Internet Explorer. Przeglądarkę, która dla wielu była pierwszą stycznością z Internetem, a dla innych tylko sposobem na to, by pobrać Chrome’a albo coś innego do przeglądania sieci.

Internet Explorer
Internet Explorer / fot. boredpanda

Prawda jest taka, że przeglądarka powinna być wygaszona od razu, gdy pojawił się jej następca, czyli Microsoft Edge. W obecnej formie, po licznych zmianach i aktualizacjach to naprawdę dobra przeglądarka. Sam z niej korzystam na spółkę z Operą. Ale co ja tam wiem, lepiej przecież zainstalować zasobożernego Chrome’a. Zrobiło się nieco nostalgicznie, ale co tam, trzeba iść do przodu.

źródło: timesnownews

#4. Bateria do połowy w zaledwie 4 minuty

Ostatnio testowałem realme GT neo 3, który prawie do pełna ładował się w nieco ponad 22 minuty. Imponujący wynik, tym bardziej, że chodzi tu o realme. Ale właśnie takim czymś takie firmy się wyróżniają. Zestawiłem go też z pięcioma innymi smartfonami i całe porównanie możecie zobaczyć tutaj. Ale okazało się, że ktoś może jeszcze szybciej. Tym kimś jest mało znana (jeszcze) firma Infinix, która zapowiedziała błyskawiczne ładowanie o mocy 180 W.

180-watowe ładowanie oznacza, że w około 4 minuty naładujemy do połowy baterię o pojemności 4500 mAh. Infinix nazwało to Thunder Charge, więc sami rozumiecie dlaczego od razu skojarzyło mi się to z zespołem AC/DC. Technicznie chodzi o to, że w smartfonie będą dwie baterie i każda z nich będzie ładowana mocą 90 W. Wszystko po to, by zachować wszelkie standardy bezpieczeństwa i względnie niską temperaturę podczas ładowania. W przypadku realme byłem zaskoczony, bo obudowa smartfonu osiągnęła maksymalnie 36 stopni Celsjusza. Infinix twierdzi, że przy Thunder Charge nie będzie to więcej niż 40 stopni.

To świetna sprawa. Pozwoli nam to naładować telefon na prawie cały dzień w chwili, gdy zaraz przed wyjściem z domu nasz tyłek stwierdzi, że ma inne plany na rozpoczęcie dnia.

źródło: Infinix via Tabletowo

Na koniec, klasycznie, kliknijcie w to, co najbardziej was zaciekawiło.

Która informacja była najciekawsza, mordeczko?

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *