No i stało się. W Polsce pojawił się w końcu smartfon, który wyróżnia się czymś nietypowym. Mam na myśli najnowszy smartfon CAT S60, który na początku tego tygodnia zagościł w Polsce. Co jest w nim takiego wyjątkowego? Przede wszystkim fakt, że jest to pierwszy na świecie smartfon z wbudowaną kamerą termowizyjną stworzoną we współpracy z firmą FLIR i wodoodpornością do 5 metrów. Akurat dane mi było uczestniczyć w polskiej premierze, co jak się później okazało, było jednoznaczne z możliwością dłuższego testowania tego smartfonu. 

Od razu zaznaczam, że nie jest to recenzja. Ta będzie, w swoim czasie, bo aż głupio nie pojeździć po nim samochodem czy wrzucić go na noc do zamrażarki. Póki co muszę Was zadowolić nieco obszerniejszymi pierwszymi wrażeniami, które udało mi się napisać raptem po kilku dniach, kiedy smartfon noszę przy sobie.

Jakie telefony robi CAT? Na pewno odporne, odporne na prawie wszystko. Nieważne czy woda, piasek czy błoto, nieważne czy w lesie czy na budowie, taki smartfon ma większe szanse na przetrwanie przy ewentualnym kontakcie z podłożem niż każdy inny. Takie telefony są też stworzone dla szczególnej grupy osób, które przebywają bądź pracują w warunkach określanych jako trudne. CAT specjalizuje się w takich urządzeniach i ma w swojej ofercie nie tylko wzmocnione, klasyczne telefony, ale też smartfony, a CAT S60 należy właśnie do tych drugich. Musicie przyznać mi rację, że do tej pory wzmocnione smartfony wcale nie miały dobrej specyfikacji, podzespoły były przeciętne, bo producenci skupiali się na wytrzymałej konstrukcji. Z CAT’em S60 jest trochę inaczej, bo pod obudową kryje się osiem rdzeni Snapdragona 617, aż 3 GB pamięci RAM i 32 GB pamięci wewnętrznej. Jest też dosyć pojemna bateria 3800 mAh i przemyślany 4,7-calowy ekran HD, który nie będzie obciążał za bardzo baterii.

CAT S60 to niewątpliwie kawał solidnego sprzętu. Po pierwsze, ma aluminiową konstrukcję o grubości prawie 13 mm, po drugie tył, który wygląda jakby był pokryty karbonem (w rzeczywistości jest to wzmocnione tworzywo sztuczne z charakterystycznym wzorem), a po trzecie waży 221 gramów. Do tego dochodzi jeszcze wsparcie dla militarnej normy MIL-STD-810G, co świadczy o odporności na upadki z około 1,8 metra i szkło Gorilla Glass 4 na ekranie, który dodatkowo jest nieco niżej wpuszczony w obudowę (innymi słowy, ma około milimetrowy rant). Mnie jednak najbardziej podobały się reakcje znajomych, którzy pierwszy raz mieli to urządzenie w ręce. W przeważającej części dominowały opinie, że duży, że ciężki, że drogi przycisk do papieru albo stoper do drzwi, ale zdarzały się też takie osoby, które myślały, że będzie większy i cięższy, a biorąc pod uwagę fakt co potrafi, to nawet dobrze leży w dłoni. Pojawiły się też nawet nowe zastosowania jak otwieracz do piwa czy nawet narzędzie do samoobrony. Smartfon dopiero ma dwa dni i aż strach pomyśleć co wymyślą później.

Kluczowym elementem jest kamera, która rejestruje promieniowanie termiczne. Widziałem już jak działa podczas premiery na MWC 2016 i w sumie wtedy sądziłem, że to „ciekawy gadżet”. Teraz mam trochę inne zdanie, bo możliwości wykorzystania kamery termowizyjnej jest więcej niż wcześniej przypuszczałem i co ciekawe, znalazły się w sumie same i to nawet w mojej branży. Pierwsze z brzegu – recenzje sprzętu i sprawdzenie tego, jaką temperaturę osiąga obudowa smartfonu pod obciążeniem. Nigdzie nie znalazłem informacji o dokładności pomiaru, ale testując to na różnych przedmiotach można zauważyć, że kamera jest całkiem precyzyjna – temperaturę podaje z dokładnością do jednej dziesiątej stopnia. Druga sprawa, to idealna temperatura wody na kawę, ma być 80 stopni i kamera to pokaże (jak widać na poniższym zdjęciu) czy tytułowe zimne piwo. Z bardziej jakby nie patrzeć istotniejszych zastosowań, ale nadal takich, do jakich kamerę może wykorzystać typowy Kowalski, można wymienić chociażby sprawdzenie temperatury silnika i całego osprzętu pod maską, sprawdzenie jak są poprowadzone rury z ciepłą i zimną wodą czy elektryka w mieszkaniu podczas remontu, a nawet skontrolowanie szczelności okien.

Zdjęcia są w rozdzielczości 640 x 480 pikseli, ale w przypadku takich grafik rozdzielczość nie ma większego znaczenia. Liczy się pomiar, a ten przy takiej wielkości zdjęcia jest czytelny i widoczny. W aplikacji dodatkowo można korzystać z kilku specjalnych trybów. Standardowy to Żelazo, ale można ustawić filtry tak, by biały lub czarny kolor wskazywał gorące miejsca czy pokazywał tylko najzimniejsze lub najcieplejsze elementy w kadrze.

Smartfon działa pod kontrolą Androida w wersji 6.0 Marshmallow, a wygląd interfejsu jest bardzo zbliżony do tego z „czystego” systemu. Działa szybko i można znaleźć kilka dodatkowych aplikacji jak MaxxAudio, gdzie można określić sposób działania głośnika i wybrać np. tryb Budownictwo, by zwiększyć głośność na tyle, by telefon był słyszalny w sytuacji, gdy obok pracują maszyny czy Hike, czyli program, który przyda się przede wszystkim podróżnikom, wyświetlając między innymi kierunek, pokonany dystans czy szerokość i długość geograficzną, a także dając szybki dostęp do latarki. Wszystkim aplikacjom i funkcjom na pewno przyjrzę się w pełnej recenzji.

Oficjalna cena w Polsce wynosi 2899 złotych, a pierwsze wysyłki mają ruszyć na początku sierpnia.

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

3 replies on “CAT S60 oficjalnie w Polsce. Smartfon, który pokaże Ci czy masz idealnie schłodzone piwo”

  • Adam Grzegorczyk
    15 lipca 2016 at 10:22

    To by było dobre gdyby cena była na poziomie tysiąca złotych. Już lepiej kupić parę starych flagowców i je „zdzierać” 🙁

    • 15 lipca 2016 at 11:52

      No tak, ten CAT trochę kosztuje, ale to przez kamerę, współpracę z FLIR, wodoodporność do 5 metrów i wzocnioną obudowę. Jasne, zawsze jest jakieś rozwiązanie, ale myślę, że i tak S60 „przeżyje” dłużej niż kilka starszych flagowców 😛

      • Jan Kowalski
        16 lipca 2016 at 11:07

        Nie tyle „przeżyje dłużej” co „zniesie więcej”. Długość życia smartfonu to tak naprawdę 2-3 lata. Po tym czasie staje się nie dość technologicznie muzealny to wszystko po kolei zaczyna w nim się psuć. O przestarzałym systemie bez aktualizacji (co w androidowych sprzętach jest normą już po roku) nie wspominając. Czas „życia” sprzętu jest obecnie tak kalibrowany, by najlepiej każdego roku klient chciał nowy a co dwa lata naprawdę potrzebował. Dlatego Adam ma rację. Za te pieniądze można temat opędzić w inny sposób.
        No i jeszcze jedno – bateria totalnie przeciętna a to dyskwalifikuje trochę ten model w sytuacjach do których de facto został wyprodukowany, czyli trudne warunki. Ich stałym elementem jest najczęściej nieobecność gniazdka w okolicy oraz potrzeba, by urządzenie było ciągle „w pracy” bo nic innego nie mamy pod ręką.