Kiedy w połowie lutego bawiłem się nowymi Samsungami bardzo żałowałem, że wśród flagowych nowości brakowało tego jednego, najmniejszego – Samsunga Galaxy S10e. Już wtedy, na chwilę przed premierą, mimo tego, że jeszcze nie miałem go w rękach, pasował mi najbardziej i wcale nie patrzyłem z niepohamowanym zachwytem w kierunku Galaxy S10 czy jego wersji z Plusem. Może trochę na przekór wszystkim, może trochę nie po myśli marketingu Samsunga, ale to właśnie Galaxy S10e mógłby znaleźć się na dłużej w mojej kieszeni. Dlaczego akurat tak?

Samsung po raz pierwszy pokazał trzy topowe modele na jednej konferencji i można mieć wrażenie, że Galaxy S10e jest smartfonem takim trochę „z boku”. Coś w stylu, że macie tutaj dwa naprawdę wybajerzone smartfony, a ten z „e” to, no wiecie, tylko wtedy jak nie macie wystarczająco dużo kasy, ale bardzo chcecie najnowszego Samsunga. Ale w rzeczywistości jest trochę inaczej, a przynajmniej u mnie tak było o czym zaraz się dowiecie. Niewątpliwie ten model jest też samsungową odpowiedzią na wcześniej pokazanego iPhone’a Xr – „budżetowca” od Apple. Ja od razu tak pomyślałem, patrząc choćby na wymiary, ale widać, że podobnie myśleli też inny, sądząc po komentarzach.

Samsung Galaxy S10e

Samsung Galaxy S10e tylko na pierwszy rzut oka wygląda jak dwa pozostałe modele, ale w sumie ma więcej cech, które go odróżniają niż łączą. Przede wszystkim smartfon jest znacznie mniejszy, co jest ogromnym ukłonem w kierunku osób, które preferują bardziej kompaktowe konstrukcje. Dziwnie to jednak brzmi, jeżeli w specyfikacji widzimy 5,8-calową przekątną, ale skoro tak dobrze udało się wpasować ekran w przedni panel to ja problemu nie widzę. Smartfon jest też lżejszy, co raczej jest zrozumiałe, ale też płaski, co oznacza, że szkło na wyświetlaczu nie jest zaoblone na krawędziach jak w większych modelach. I chwała Koreańczykom za to, bo według mnie takie zakrzywienia z przodu z praktycznością niewiele mają wspólnego i już dawno powinni z tym zerwać. Z tyłu, owszem, lekkie zaokrąglenia powinny być, bo smartfon między innymi przyjemniej wpasowuje się w dłoń, ale z przodu… nie i jeszcze raz nie.

Tak zgrabnego, wygodnego, poręcznego i ładnego smartfonu jak Galaxy S10e dawno nie było. Samsungowi się udało.

Wykonanie jest na najwyższym poziomie i tylko ktoś niebywale chamowaty mógłby wytknąć jakieś niedociągnięcia, zapewne tylko po to, by to zrobić, dla zasady. Ja kompletnie nie mogę sobie ponarzekać, bo spasowanie czy materiały są po prostu świetne. Aluminiowa ramka jest błyszcząca, co od razu skojarzyło mi się z iPhonem X – tutaj wygląda bardzo podobnie, ale aż tak szybko się nie rysuje. Trzymając Galaxy S10e w dłoni mamy taką pewność, że cały jego design czy rozlokowanie elementów na obudowie zostało dobrze przemyślane. Przyciski są na odpowiedniej wysokości, tak samo jak czytnik linii papilarnych. Możecie kręcić nosem, że tak napisałem, ale to prawda – trzymając telefon w prawej dłoni, kciuk (ten palec najlepiej jest zarejestrować ze względu na ulokowanie sensora) naturalnie układa się na czytniku. Gorzej jest jeżeli trzymamy smartfon w lewej dłoni, tutaj z czytnika będzie ciężko skorzystać, no chyba, że przypiszemy do niego palec wskazujący.

Samsung Galaxy S10e

Jedyne do czego można się przyczepić, a raczej do czego trzeba się przyzwyczaić wybierając tego Samsunga, to przycisk zasilania, który jest zaszyty we wspomnianym wyżej czytniku. Można go nacisnąć, co nie dla wszystkich może okazać się wygodne i intuicyjne. Ja tak miałem, ale po kilku dniach już się „przestawiłem”.

Istotne jest też to, że Samsungowi Galaxy S10e nie są straszne żadne zachlapania wodą, bo obudowa spełnia normę IP68. Staje się to poniekąd standardem w topowych modelach, więc umówmy się, że na tym wywodzie zakończę ten akapit.

Dziura w ekranie to nie jest najlepsze rozwiązanie, niestety.

Były wcięcia, były „notche”, a teraz są dziury. Jeszcze grubo przed premierą Samsungów padł taki pomysł żeby przednią kamerę umieścić w okrągłym wycięciu w ekranie, a po premierze okazało się, że każdy z trzech zaprezentowanych takie coś ma. Ok, nie wygląda to aż tak źle jak „lornetka” w Galaxy S10 Plus, ale jednak, w mojej ocenie, bardziej denerwuje i przeszkadza niż na odwrót.

Nie pamiętam jaką średnicę ma wycięcie, ale ogólnie zawsze coś tam przesłoni, zawsze coś „wytnie” i tak dalej. Szczególnie podczas przeglądania sieci, grania czy oglądania filmów. Czujemy się trochę tak jakby coś przykleiło nam się do ekranu i nie chciało z niego zejść. Owszem, przez taki „myk” mamy regularny ekran, który rozlewa się na przednim panelu, ale mimo wszystko w takim przypadku jestem chyba zwolennikiem wysuwanych kamerek albo takich rozwiązań jak chociażby w Xiaomi Mi MIX. Mam wrażenie, że ta dziura powstała tylko po to, by później można było zrobić kreatywne tapety na ekran, które po premierze zalały internet.

Co ciekawe, przedni aparat można ukryć na czarnym pasku, ale po włączeniu tej opcji Samsung Galaxy S10e wygląda trochę jak klon małego Google Pixela 2. Wygląda tak jakby miał nierówne przestrzenie nad i pod ekranem, co wygląda po prostu źle. Zatem, z dwojga złego, lepsza chyba jest już ta dziura.

Ekran w Samsungu Galaxy S10e
Ekran w Samsungu Galaxy S10e

O samej jakości ekranu nie mam raczej co się rozpisywać – to „stary i dobry” Super AMOLED od Samsunga ze świetnymi kolorami, głęboką czernią, płynnością i przyjemną reakcją na dotyk. Nie zauważyłem też, by w okolicy wycięcia czy przy krawędziach ekran świecił gorzej, jak ma to miejsce przeważnie w tańszych smartfonach.

Pisząc o ekranie muszę jeszcze wspomnieć o obsłudze i przyciskach wirtualnym. Jakoś nie mogę się przekonać do gestów pełnoekranowych w wykonaniu Samsunga, bo nie było to takie fajnie i intuicyjne jak zrobił to OnePlus w swoich smartfonach. Dlatego też przez cały czas używałem „zwykłych” przycisków ekranowych jakie widać na przykład na powyższym zdjęciu.

Trochę o oprogramowaniu , wydajności i działaniu, bo jest kilka rzeczy, o których napisać trzeba.

Samsung Galaxy S10e „na papierze” ma o 2 GB mniej pamięci RAM niż dwaj pozostali i więksi koledzy – zamiast 8 GB jest 6 GB. Ale czy jest to powód do tego, by żałować? Absolutnie nie, bo najmniejszy flagowiec działa tak jak powinien działać flagowiec. Nie będę tutaj wrzucał screenów z programów testujących, bo nie o to chodzi żeby chwalić się cyferkami. Wystarczy tylko napisać, że przykładowo taki sekwencyjny odczyt danych z pamięci jest grubo ponad 700 MB, a zapis prawie 200 MB. Zresztą, Galaxy S10e pod względem podzespołów nie odstaje wcale od swoich droższych i większych kolegów, bo w nim też siedzi Exynos 9820, a przez to, że ma mniejszą rozdzielczość ekranu (FullHD+) i ekran sam w sobie jest mniejszy, to jest tylko na plus.

Ja podczas używania tego smartfonu przez ponad dwa tygodnie nie odczułem żadnego spadku płynności, żadnego poważnego zacięcia czy jakiegokolwiek dyskomfortu podczas działania. Mogę z całą pewnością powiedzieć, że czasy, gdy Android w Samsungach „krzaczył” dawno minęły. To też w sumie ogromna zasługa nowego One UI – interfejsu, który został kompletnie przebudowany, odświeżony i odchudzony. To ostatnie chyba jest najważniejsze w tym wszystkim.

Samsung Galaxy S10e
Samsung Galaxy S10e

Jedyne co mi nieco przeszkadza w tym interfejsie to jeszcze wyczuwalna tak zwana „cukierkowość”. Jakoś nie do końca pasuje mi chociażby wygląd tych ni to okrągłych, ni to kwadratowych ikon. Ale pamiętajcie, to tylko moje zdanie, można się przyzwyczaić, a na upartego to i podmienić zestaw ikon, tak w ostateczności.

Co jeszcze? Im głębiej w system tym schludniej, co widać przede wszystkim po wszystkich opcjach. Jest czytelnie, czysto i wszystko zdaje się być poukładane. I to mi się podoba. Jest tryb ciemny, który można aktywować niemal w całym systemie (co akurat przy ekranie AMOLED jest na plus), jest Cyfrowy dobrostan, który pierwszy raz zaciekawił mnie tak bardzo przy macanku Samsunga Galaxy Note 9, jest podwójny Facebook, z którego pewnie nikt nigdy nie korzystał czy coś w rodzaju „dobrego stróża” telefonu, który dba o to by było szybko i czysto.

Odwracając sytuację – co mi się nie podoba? Mimo tego, że jestem pozytywnie zaskoczony One UI to jednak dziwi mnie fakt, że Samsung tak mocno utrudnia przypisanie do przycisku Bixby choćby zwykłej latarki czy w ogóle wyłączenie tego dziadostwa bez uprzedniego zalogowania się do usługi. Ja wiem, trzeba przeforsować swój pomysł, nawet jeśli nie jest to dobry pomysł (szczególnie w Polsce), ale, no, bez przesady. Trochę zaskoczyła mnie też ilość przełączników na pasku systemowym. Wszystkie są widoczne i rozlokowane na aż trzech kartach. Za dużo.

Wcale nie brakuje mi trzeciego aparatu

Samsungi zawsze dobrze radziły sobie ze zdjęciami i to praktycznie w każdych warunkach. Nie inaczej jest tym razem, ale zestawiając wszystkie Dziesiątki obok siebie, jest jedna istotna różnica – mały ma dwa, a dwa duże mają trzy. Chodzi o to, że w Galaxy S10e nie znajdziemy trzeciego aparatu, który daje nam możliwość robienia zdjęć z dwukrotnym, bezstratnych przybliżeniem. I powiem wam tak szczerze, że wcale mi go nie brakuje, bo jeśli miałbym wybierać między 2-krotnym zoomem, a szerokim kątem, to wybrałbym ten drugi tryb. Dobrze więc, że Samsung zrobił jak zrobił. Owszem, fajnie byłoby mieć trzy, ale pewnie wiązałoby się to z wyższą ceną.

Jakie zatem aparaty mamy z tyłu?

12 Mpix, zmienna przysłona f/1.5-2.4, 26 mm, kąt widzenia 77° (główny)
16 Mpix, stała przysłona f/2.2, 12 mm, kąt widzenia 123° (szerokokątny)

Samsung Galaxy S10e
Samsung Galaxy S10e

Co tu dużo mówić, mamy flagową jakość zdjęć i filmów, ale nie jestem w stanie napisać czy jest tak samo jak w większych modelach, bo po prostu jeszcze ich dłużej nie testowałem. W każdym razie z tego co uchwycą aparaty można być zadowolonym, nawet bardzo i nawet w nocy, ale… Trzeba pamiętać o tym, że zdjęcia po zmroku wykonane w trybie szerokokątnym mają minimalnie mniejszą jakość i szczegółowość niż te z głównego. Nie jest tak, że wyrzucimy je do kosza, ale po przerzuceniu na kompa widać różnicę. Wracając jeszcze do 2-krotnego przybliżenia, można takie zdjęcie zrobić, ale nie będzie ono tak dobre jakbyśmy zrobili to mając odpowiedni do tego aparat.

Zerknijcie na poniższe przykładowe zdjęcia. Najpierw kilka ogólnym fotek:

A teraz jeszcze małe porównanie zdjęć jakie możemy zrobić aparatami. Od lewej: zwykłe, szerokokątne i z przybliżeniem.

Bateria… jest

Pamiętam jak testowałem kiedyś Samsunga Galaxy S7 i bateria w nim nie wytrzymała drogi z Kielc do Katowic na IEM – po wejściu na imprezę musiałem ratować się powerbankiem. Kilka dni później nastąpił „cud” i czas pracy wydłużył się na tyle, że mogłem go określić zadowalającym. I tak już zostało. W Galaxy S10e tak nie miałem, choć nie mogę napisać, że bateria w tym modelu jest zła. Od strony technicznej ma 3100 mAh, co jak na smartfon o takiej wielkości (wielkości obudowy, nie wielkości ekranu) jest wynikiem raczej dobrym, choć gdyby była dwójka z przodu to o akumulatorze nawet bym tutaj pewnie nie wspomniał.

Teraz kilka konkretów. Z Samsungiem Galaxy S10e można wytrzymać cały dzień, choć nie jest to zawsze wynik powtarzalny. Ja dla bezpieczeństwa podłączałem go wieczorem i odłączałem przed snem albo podładowywałem już rano następnego dnia, bo pewnie gdybym tego nie zrobił to ciężko byłoby dojechać do pracy z włączonym Yanosikiem. Czas na ekranie (SoT) przeważnie dobijał do 4 godzin, choć tylko raz udało mi się osiągnąć „rekordowe” 4 godziny i 15 minut. A Samsunga używałem niemal tak jak każdego innego smartfonu i jak używam mojego BlackBerry KEY2 – włączone LTE, zainstalowane prawie wszystkie aplikacje, z których zazwyczaj korzystam, synchronizacja dwóch kont mailowym i automatyczna jasność ekranu. Mogę więc napisać, że bateria w Galaxy S10e nie jest ani wybitnie dobra, ani wyjątkowo zła. Po prostu… jest i trzeba mieć na uwadze to, że kupując najmniejszą Dziesiątkę, baterię będziemy ładować codziennie.

Samsung Galaxy S10e i BlackBerry KEY2
Samsung Galaxy S10e i BlackBerry KEY2

Od strony ładowania muszę napisać o dwóch rzeczach – smartfon wspiera bezprzewodowe ładowanie, a w zestawie mamy ładowarkę przewodową z adapterem 15 W (9 V / 1,67 A). W pierwszym przypadku czas ładowania zależy od tego jaką ładowarkę Qi kupimy, a w drugim powinniśmy się zmieścić w 1 godzinie 40 minutach. Nie jest to jakoś szczególnie szybko, ale narzekać też nie ma co. Zawsze mogli dorzucić zwykłą ładownicę jak w jabłku i wtedy byłyby dwie godziny.

Samsung Galaxy S10e w kilku zdaniach

Galaxy S10e to bardzo udany model Samsunga, którego nie wykastrowano z potrzebnych rzeczy w stylu „bo inni tak już zrobili”. Zostało złącze mini jack, jest czytnik palucha, jest też czym się łączyć i to z wykorzystaniem najnowszych standardów (np. Bluetooth 5.0 z aptX czy Wi-Fi ax). Jest na co popatrzeć, bo po pierwsze smartfon sam w sobie wygląda uroczo, a po drugie, ma najwyższej klasy wyświetlacz. Szczerze powiedziawszy, według mnie do rzeczy, które powinny być, a ich nie ma można zaliczyć tylko diodę powiadomień, którą wywalono na rzecz funkcji Always on display. Jest wydajny, robi bardzo dobre zdjęcia, kręci filmy w 4K i w miarę szybko się ładuje. Ma pudełko wypchane przydatnymi przejściówkami czy słuchawkami AKG i z tego co kojarzę, zawartość nie różni się w porównaniu do droższych modeli. Gdyby miał jeszcze dłuższy czas pracy na baterii czy jakieś proste, ochronne etui w zestawie, to byłyby jeszcze dwa małe powody do zachwytu.

Z pewnością jest to jeden z niewielu Samsungów, których mógłbym używać na co dzień, jako mojego osobistego smartfonu.

Jest to jeden z niewielu tak kompletnych smartfonów, mimo tego, że nie ma wspomnianej już diody. Jeden z niewielu tak poręcznych, wygodnych i ładnych. Jeden z niewielu, który można kupić w ciemno jeśli szuka się pewnego smartfonu… o ile cena obniży się do bardziej akceptowalnego poziomu, około 2500 złotych (co już w sumie miało miejsce np. na niemieckim Amazonie). Według mnie, wcale nie trzeba kupować zwykłego Galaxy S10 czy wersji z Plusem, bo przetestowany tutaj model z pewnością spełni oczekiwania wszystkich, nawet tych bardziej wymagających osób.

Pros

Plusy
  • Świetna jakość wykonania, nowoczesny design
  • Poręczny, wygodny, pewny
  • Genialny wyświetlacz AMOLED (płaski!)
  • Aparat – jakość zdjęć i filmów
  • Najnowsze standardy łączności jak BT 5.0 i Wi-Fi ax
  • Obudowa z certyfikatem IP68
  • Szybki, pojemnościowy czytnik biometryczny na krawędzi
  • Android z interfejsem One UI
  • Głośniki stereo
  • Przydatne przejściówki w zestawie

Cons

Minusy
  • Regularna cena powinna być niższa
  • Brak diody powiadomień (!)
  • Dziura w ekranie
  • Czas pracy na baterii mógłby być dłuższy

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

9 replies on “Dla mnie najlepszy z całej trójki. Samsung Galaxy S10e – recenzja”

  • 7 lipca 2019 at 18:17

    Rzeczywiście, sprawdziłem przed chwilą i jest promocja za 499 euro na Amazonie. Świetna cena!

  • Mariusz G.
    9 lipca 2019 at 12:51

    Może jakieś zestawienie smartfonów wartych zakupu, które… mają diodę powiadomień? Bo jak się tak rozglądam to pustynia w tym temacie. Z góry dzięki. 🙂

    • 9 lipca 2019 at 12:51

      W sumie, dobry pomysł. Coś się wymyśli.

  • Marek
    10 lipca 2019 at 16:13

    Podoba mi się 🙂 Jedziemy z ojcem do neonetu po nową lodówkę, także będę mógł go sprawdzić i tak mnie na niego nie stać, ale pooglądać można 🙂

  • Robert Morys
    27 sierpnia 2019 at 12:11

    świetna recenzja. dzięki za tak dobry tekst. co do samsungów ogólnie, to jednak jest to marka która dobrze trzyma się na rynku.

    • 27 sierpnia 2019 at 14:15

      A proszę. Dokładnie, mają już wypracowaną pozycję na rynku i chcą ją utrzymać.

  • Adga_Gontek
    23 września 2019 at 15:07

    no ja na moim Pocophone f1 rzadko ładuje, cięzko by się teraz przestawic

  • Alicja Buchan
    1 października 2019 at 13:26

    Fajny, na gwiazdkę sobie sprawię 🙂 bo teraz jeszcze mam umowę i jeszcze nie bardzo mogę ale właśnie czaję się na ten telefon.

  • Artur Nutek
    4 stycznia 2020 at 14:38

    Fajny smartfonie. Wielkością idealny dla mnie. Mam obecnie S5 do nawigacji i S7 na co dzień, jednak patrząc na cenę i trwałość baterii, to chyba jednak za tę samą cenę (o ile nie znacznie takiej) wybiorę Mi coś tam.