Wczoraj, gdy swoją oficjalną premierę miała seria Huawei Mate 40 jeszcze nie wiedzieliśmy ile za nowe smartfony trzeba będzie zapłacić. I gdybym wiedział jak się sprawa potoczy, to wcale nie oczekiwałbym tej informacji z takim zaciekawieniem. Nie sądziłem, że cena Huawei Mate 40 Pro w Polsce sprawi, że do tej pory będę zbierał szczękę z podłogi.

Nie potwierdzam, ale też nie zaprzeczam, że Huawei Mate 40 Pro to piekielnie mocny, świetnie wyposażony smartfon z najwyższej półki i z czołowymi możliwościami fotograficznymi na rynku. To kawał smartfonu, dosłownie i w przenośni. Tak się składa, że od wczoraj go testuję i myślę, że będzie to równie dobre przeżycie jak w przypadku Huawei P40 Pro. To też smartfon z podzespołami i możliwościami jakich jeszcze nie było. Przykładem niech tutaj będzie 5-nanometrowy układ Kirin 9000, bardzo szybkie ładowanie przewodowe 66 W czy jeszcze lepszy (przynajmniej w teorii) zestaw aparatów. Ale czy rzeczywiście trzeba tyle za to płacić?

Huawei Mate 40 Pro
Huawei Mate 40 Pro / fot. Huawei

Tyle, to znaczy – 5399 złotych. Gdyby ktoś nie wierzył to napiszę tak: pięć tysięcy trzysta dziewięćdziesiąt dziewięć złotych. Nawet przy najgorszym scenariuszu nie spodziewałem się, że zobaczę piątkę z przodu. 4399 złotych byłoby ok, ale tysiąc złotych więcej? No nie, po prostu no nie. Aż strach teraz pomyśleć na ile zostanie wyliczony Huawei Mate 40 Pro z plusem w nazwie. Strzelam, 6999 złotych?

Sprawa jest na tyle kuriozalna, że poprzednik, czyli Huawei Mate 30 Pro w chwili debiutu kosztował 4299 złotych, a aktualnie, po około roku, można go mieć za 2299 złotych i to w oficjalnym sklepie Huawei. Wiadomo, że zakup dwóch sztuk mija się z celem, ale skoro w cenie najnowszego modelu można mieć teraz dwa poprzednie i jeszcze sporo zostanie to coś chyba poszło nie tak? Coś czuję, że nawet dorzucane słuchawki Huawei Freebuds Pro niewiele tutaj zdziałają. Gdyby jednak ktoś zdecydował się na taki desperacki krok i chciałby zamówić urządzenia w przedsprzedaży, musi pamiętać, że promocja trwa do 11 listopada 2020 roku.

Kibicuję, ale obecnie wygląda to jak mecz Barcelony z Radomiakiem, a ja jestem jedynym kibicem tych drugich. W dodatku na trybunie gospodarzy.

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *