Jeszcze kilka lat temu bardzo sceptycznie podchodziłem do wynalazków takich jak odkurzacze automatyczne. Wolałem sam wziąć zwykły odkurzacz w obroty i przelecieć całe mieszkanie. Teraz trochę zmieniłem podejście, bo widzę, że sporo w tych urządzeniach się zmieniło. Nie są to już głupkowate roboty, które ledwo co wciągają, a jak dojadą do przeszkody to nie wiedzą co zrobić. Teraz taki odkurzacz ma dużo większą moc, funkcję sprzątania na mokro, tworzenie dokładnej mapy pomieszczenia i masę zaawansowanych czujników. A do tego jeszcze stację opróżniającą jak w modelu Dreame Bot Z10 Pro. Jak to działa i czy rzeczywiście jest przydatne?

Dreame Bot Z10 Pro, czyli odkurzacz „wszystkomający”.

Gdyby tak spojrzeć na sam odkurzacz Dreame to raczej niczym szczególnym się nie wyróżnia. Nawet ten kolor jakiś taki znajomy. Akurat u mnie nie gościł jeszcze odkurzacz automatyczny w takim szaro-grafitowym ubarwieniu, ale zakładam, że zabieg z właśnie takim kolorem nie był przypadkowy. Zakładam, że odkurzacz ma przez to kojarzyć się z bardziej znaną, ale też sporo droższą konkurencją. Ekhm… pumba czy jakoś tak. Brak wspomnianych wyróżników tyczy się głównie konstrukcji i wyglądu, ale powiedzmy sobie szczerze – ciężko jest wymyślić koło na nowo.

Dreame Bot Z10 Pro
Dreame Bot Z10 Pro

Odkurzacz samobieżny ma kilka charakterystycznych elementów i ciężko jest coś zmienić. Mnie ten model kojarzy się z Mi Robot Vacuum Mop Pro, którego używałem do tej pory. Gdyby tylko zmienić kolor i przesunąć trochę „wieżyczkę” z systemem LIDAR to ciężko byłoby je od siebie odróżnić. Oczywiście nie wdając się w szczegóły. Ale taki wygląd ma ogromny plus, bo Dreame Bot Z10 Pro już na starcie, nawet samym kolorem, potrafi sprawiać wrażenie profesjonalnego sprzętu. Od razu czuć, że mamy kontakt z czymś porządnym. Nawet przewód zasilania jest w takim samym kolorze jak obudowa, a ja lubię takie coś.

A jak jest z wykonaniem? Doczepić się nie mogę, poważanie.

To nie jest jakiś tam odkurzajek za „czysta złoty”, który już po wyjęciu z pudełka wygląda jakby ktoś przeleciał nim całą salę gimnastyczną, a obudowę zrobił ze starego telewizora. Spasowanie jest na medal, jakość materiałów więcej niż zadowalająca, a całość – jak już wspomniałem – daje poczucie czegoś porządnego. Już nawet samo zgrabne upakowanie wszystkich elementów w duże i ładne pudło mówi samo za siebie. Pojemnik na wodę wchodzi na miejsce bardzo elegancko, a nie na „może się uda, a może nie”. Tutaj też kolejny raz widać pewne podobieństwo do odkurzaczy Mi. Jestem w stanie się założyć, że Dreame ma te same duże, gumowane koła i obrotową szczotkę na środku. Ale zaskoczenia nie ma skoro Dreame w jakimś tam stopniu jest powiązany z Xiaomi – o czym też napisałem nieco niżej.

Dreame Bot Z10 Pro + kot
Dreame Bot Z10 Pro + kot

Ale żeby nie było, że tylko chwalę. Jest to pierwszy odkurzacz automatyczny, który wokół obudowy nie ma żadnych gumowych ograniczników. Sam plastik i tyle. Można to zaliczyć do minusów, ale z drugiej strony czujniki rozpoznawania przeszkód działają na tyle sprawnie, że odkurzacz dobrze je wykrywa i omija. No prawie, bo ewidentnie ma problem z dużymi lustrami i wtedy trochę wariuje. Mam dwa duże lustra na drzwiach od szafy, sięgające prawie do samej podłogi. Odkurzacz „myśli”, że jest tam jeszcze jedno pomieszczenie (co widać na mapie mieszkania w aplikacji) i próbuje tam wjechać. Obije się raz czy dwa i potem przejedzie dalej, na szczęście bez wyrządzania żadnych szkód. Ale dwa razy zdarzyło się tak, że puknął w drzwi na tyle mocno, że te się uchyliły (są na tak zwanych tip-onach).

Stacja dokująco-ładująco-opróżniająca.

Pewnego rodzaju nowością w Dreame Bot Z10 Pro jest to, co się dzieje jak odkurzacz zrobi co miał zrobić i wróci do swojej bazy. I od tego chcę zacząć. W tym przypadku bazą jest znacznie większa stacja dokująco-ładująco-sprzątająca. Wygląda trochę tak jak bardziej elegancki kubeł na śmieci. I wcale nie żartuję, bo rzeczywiście w środku zbierają się wszystkie zanieczyszczenia z odkurzacza. Jest tam materiałowy, 4-litrowy worek na śmieci, podobny do tego jaki stosuje się w klasycznych odkurzaczach workowych.

Jak dla mnie to świetne rozwiązanie. Przydatne, ale też pokazujące w jakim kierunku idzie rozwój zautomatyzowanych odkurzaczy.

Nie musimy co kilka sprzątań wyciągać pojemnika z odkurzacza, by go opróżnić. Producent twierdzi, że jedynym naszym zmartwieniem będzie wymiana worka raz na jakieś dwa miesiące. Ja aż tak długo nie testowałem tego sprzętu, ale po kilkunastu sprzątaniach worek wygląda jak nowy, a zużycie akcesoriów to raptem 2-3%. Gdy odkurzacz skończy swój cykl, podjeżdża do stacji i po chwili włącza się auto-opróżnianie. Dzieje się to automatycznie, a w aplikacji możemy określić czy ma to być za każdym razem, czy może za drugim albo trzecim. Ja z początku miałem tą pierwszą opcję, ale stwierdziłem, że odsysanie kurzu po trzecim czyszczeniu jest wystarczające.

W aplikacji Mi Home można podejrzeć użycie akcesoriów z informacją ile jeszcze powinny podziałać bez konieczności sprawdzenia czy wymiany. Po kilkunastu sprzątaniach przedstawia się to następująco: filtr – 3%, szczotka boczna – 3%, szczotka główna – 2%, czujniki – 15%.

Dreame Bot Z10 Pro
Dreame Bot Z10 Pro – worek na śmieci

To świetne rozwiązanie, choć nie bez wad.

Stacja opróżniająca zajmuje trochę miejsca – na wysokość około pół metra i niewiele mniej na długość, jeżeli zmierzymy z zadokowanym odkurzaczem. Opróżnianie przebiega bardzo szybko, może 8-10 sekund, ale jest dosyć głośne. Hałas dochodzi do 79 dB. Kolejna sprawa dotyczy worków, a raczej ich wymiany. W zestawie mamy tylko dwa worki, jeden już zamontowany w stacji, drugi w pudełku. I tu mamy dwie opcje: szukać i coś dosztukować albo zamówić pakiet worków z zagranicy. Sprawdziłem to i przykładowo 10 zamiennych worków mamy za około 20 dolarów (~79 złotych).

Odkurzacz podczas pracy w standardowym trybie ma 71 dB. Gdy wraca do stacji dokującej albo samopozycjonuje się przed sprzątaniem to głośność jest na poziomie 59-61 dB.

Dreame Bot Z10 Pro może odkurzać i zmywać podłogę jednocześnie, co teraz nie jest już niczym innowacyjnym.

Nawet tańsze modele jak Yeedi K650 to potrafią. W teorii – im droższy sprzęt tym lepiej powinien to robić. Jak jest tutaj? Zgodnie z danymi technicznymi odkurzacz ma siłę ssania dochodzącą do 4000 Pa. Nie zawsze jest to podawane w specyfikacji, ale pierwszy raz spotykam się z aż taką wartością. I jeśli chodzi o ten parametr to mocy ma aż nadto. Bez problemu wciąga wszystkie „codzienne” zanieczyszczenia, jak kurz, włosy, okruchy czy koci żwirek. Zauważyłem jednak, że Z10 Pro nie zawsze dojeżdża do krawędzi i zakamarków tak jakbym tego oczekiwał. Po ukończonym cyklu okazuje się, że w dwóch czy trzech miejscach muszę jeszcze wspomóc się odkurzaczem pionowym. Nie zawsze się to dzieje, ale mam jeden punkt w mieszkaniu, gdzie Dreame ewidentnie nie dojeżdża.

Dreame Bot Z10 Pro
Dreame Bot Z10 Pro – spód odkurzacza

Puściłem odkurzacz, gdy miał 100% i po jednym cyklu sprzątania, czyli 34 minutach i przejechanych 24 m2, poziom baterii spadł do 85%. Ssanie było ustawione w trybie standardowym (2 z 4), a ilość dozowania wody na poziomie średnim. Drugie sprzątanie zaraz po tym pierwszym, z podobnym czasem i identyczną powierzchnią, bateria zleciała do 72%. Sądzę, że całkiem znośnie i deklarowane 150 minut jest jak najbardziej do osiągnięcia. W moim przypadku przełożyłoby się to na pięć sprzątań. Co ważne, wynik był powtarzalny.

Odkurzacz jeździł tylko po przedpokoju i części kuchenno-salonowej. Raz tylko wpuściłem go do łazienki, co pokazuje trzeci screen wyżej, ale za wiele tam nie zdziałał. Nie wpuszczałem go do pokoi, bo w jednym było spore łóżko, pod które i tak by nie wjechał, a w drugim trochę gratów i dwa fotele biurowe. Jakbyście zastanawiali się co dziwnego jest zaznaczone literą C i wygląda jak leniwy krokodyl to jest to – jak stwierdził odkurzacz – mój ukryty pokój. Tak, ten o którym wspomniałem trochę wcześniej.

Bot Z10 Pro niezbyt chętnie wjeżdżał pod narożnik w salonie. Dlaczego mnie to dziwi? A dlatego, że ma niemal identyczną budowę co Mi Robot Vacuum, a ten mieścił się tam bez problemu. I wjeżdżał za każdym razem. Testowany kiedyś Yeedi też. Raz miałem też niemiłą sytuację, gdy odkurzacz po prostu zgłupiał. Zaczął kręcić się w kółko i po chwili stwierdził błąd laserowego czujnika zderzaka. Po przestawieniu w inne miejsce zaczął działać i dokończył sprzątanie.

A jak z tym sprzątaniem na morko?

Sprzątanie na mokro, czyli inaczej pisząc – mopowanie. Do odkurzacza możemy podczepić zbiornik na wodę i specjalnie zaprojektowaną do niego szmatkę. Zbiornik ma pojemność 150 ml, co przy moim zastosowaniu jest w zupełności wystarczające. Nawet lepiej, po jednym sprzątaniu jest jeszcze około połowę płynu w środku. Ściereczka ma kształt półksiężyca i jak dla mnie mogłaby być trochę większa. Dobrze zbiera zanieczyszczenia co idealnie widać na poniższym zdjęciu, ale trochę niepokoi mnie mocowanie ów ścierki. Proste krawędzie wsuwamy w szczeliny i obawiam się, że z czasem może się to wyrobić. A w zestawie taka ścierka jest jedna.

Dreame Bot Z10 Pro od razu mopuje podczas odkurzania i raczej nie można tego zmienić, by przejechał „tylko na mokro”. W każdym razie działa to bardzo prosto i w miarę skutecznie. Najpierw objeżdża pomieszczenie po krawędzi, a potem myje w linii prostej (tak jak jest na screenach z aplikacji). Producent zaleca, by oczyszczać szmatkę raz na pół godziny, ale ja tego nie robiłem, bo jeden cykl trwał tylko kilka minut dłużej.

Dreame Bot Z10 Pro to odkurzacz, który robi dobrze.

Bardzo podoba mi się to, co przez ostatnie lata zadziało się w świecie odkurzaczy automatycznych. Przez ten czas były udoskonalane i wyposażane w nowe funkcje. To sprawiło, że z nieporadnych urządzonek, które sprzątają po łebkach stały się zaawansowanym sprzętem sprzątającym. Dreame Bot Z10 Pro to świetny przykład na to, co tego typu sprzęt powinien teraz mieć. Ma już wystarczającą siłę wciągania, tworzy dokładną mapę mieszkania, całkiem dobrze radzi sobie z przeszkodami, a do tego ma bazę z odsysaniem brudu prosto do worka. Działa z oficjalną aplikacją Mi Home, gdzie możemy zaplanować harmonogram sprzątania, zlokalizować zdalnie odkurzacz, podejrzeć historię czyszczenia czy uruchomić tryb „Nie przeszkadzać” podobny do tego w smartfonach.

Dreame Bot Z10 Pro
Dreame Bot Z10 Pro

Mamy wszystko co potrzebujemy od takiego odkurzacza w cenie prawie trzy razy niższej niż „apple wśród odkurzaczy”. Dreame Bot Z10 Pro jest coraz bliżej pełnej automatyzacji. W zasadzie jesteśmy potrzebni tylko do dwóch rzeczy. Po pierwsze, do ogarnięcia swojego domu tak, by odkurzacz miał łatwiej, czyli przede wszystkim uporządkowaniu porozrzucanych przedmiotów po podłodze, które odkurzacz może przypadkowo wciągnąć. A po drugie, ściągnięciu i przepraniu ścierki, gdy odkurzacz zakończy mopowanie.

Gdyby tylko akcesoria zamienne były łatwiej dostępne, a wspomniane kwestie w minusach zniwelowane, to byłoby jeszcze lepiej. Ale i tak, polecam gorąco. Dreame Bot Z10 Pro można mieć nawet za około 1800 złotych, jak się uda. A jak się nie uda, to za około 2100 złotych.

 

Mocne strony

  • Świetne wykonanie i premium wygląd
  • Aż 4000 Pa mocy ssącej
  • Stacja opróżniająca!
  • Odkurzanie i mopowanie jednocześnie
  • Dokładna mapa pomieszczeń z opcją wirtualnych ścian
  • Współpraca z aplikacją Mi Home
  • Komunikaty głosowe
  • Dobra cena w stosunku do konkurencji

Słabe strony

  • Szybko zbiera kurz (ze względu na kolor obudowy)
  • Brak „ogumowania” na obudowie
  • Stacja ładująca zajmuje dużo miejsca
  • Odkurzanie mogłoby być ciut dokładniejsze
  • Tylko dwa worki w zestawie
  • Utrudniona dostępność

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

3 replies on “Samoopróżniający się odkurzacz prawie idealny. Dreame Bot Z10 Pro – recenzja”

  • Pozioma
    19 października 2021 at 15:19

    Cudowny kocur! <3 też mam takiego tylko już w dorosłej wersji 😀 I do sprzątania tez mam pomocnika w postaci irobota. Przy zwierzętach robot z taką bazą sprawdza się idealnie.

  • Jaro
    26 listopada 2021 at 14:31

    Odkurzacz wciągnął literkę „k” w tym zdaniu 🙂 Dreame Bot Z10 Pro, czyli odkurzacz „wszystomający”.